Nie jest nam łatwo w czasie zarazy.
To nowość i zaskoczenie – nie spodziewaliśmy się, że w XXI wieku choroba może w ciągu kilku tygodni zapanować nad całym świecie i uśmiercić tysiące ludzi.
Bywało, że epidemie nawiedzały nasze miasto co kilka lat. Masowo chorowano na dżumę, cholerę, grypę. W pierwszej połowie XVII wieku morowe powietrze nawiedziło Warszawę 33 razy.
Podczas epidemii w latach 1624 – 1626 burmistrzem morowym miasta, odpowiedzialnym za wygnanie zarazy, był Łukasz Drewno – aptekarz, ławnik i wójt Starej Warszawy.
Chorych wywożono wtedy wyspę na Wiśle – Kępę Pólkowską położoną wówczas na wysokości dzisiejszego Żoliborza. Dowożono tam jedzenie i zabierano ciała,. Transport zwłok odbywał się przy zachowaniu bardzo surowych procedur i podlegał audytowi wykonywanemu przez specjalnych strażników: pilnowano między innymi, żeby nie handlować rzeczami po zmarłych oraz by rodziny nie wykradły bliskiego chcąc go pochować na cmentarzu parafialnym. Podczas tej epidemii ciała chowano między innymi na dalekim Bródnie. Do dziś stoi tam pomnik z krzyżem ufundowany przez Michała Warembergera, który podczas zarazy stracił całą rodzinę.

fot. Cezary Pawilikowski Wikipedia.
Domy, w których pojawiła się choroba miały pozabijane drzwi i okna. Czasem oddzielano płotem okolice , w których odnotowano przypadki zachorowania i oznaczano je czarnym krzyżem. Czarne Krzyże na czerwonych płaszczach nosili właśnie tragarze i kopacze zmarłych.
A.